Michał Malicki Wilanów Michał Malicki Wilanów
95
BLOG

Poczucie krzywdy

Michał Malicki Wilanów Michał Malicki Wilanów Polityka Obserwuj notkę 1

     Wygląda na to, że najgorsze mamy już za sobą. Sowieckie imperium rozpadło się. Warszawa ma prawo odczuwać satysfakcję za tyle lat klęsk i poniżenia. Zupełnie inny nastrój panuje w Moskwie. Moskwa nadal nic nie rozumie. Świadomość uczestnictwa w chwale imperium stanowiła sens życia bardzo wielu Rosjan. Ci ludzie mają wrażenie, jakby oberwali pałką w łeb. 

    Jakim sposobem takie „supermocarstwo” mogło się załamać? Przecież wydawało się niezniszczalne! Przetrzymało ataki Napoleona Bonaparte i Adolfa Hitlera. Ze wszystkich wojen wychodziło zwycięsko. Było tak pięknie! Wszyscy bali się narazić Moskwie, nawet prezydent Stanów Zjednoczonych. No i teraz taka klęska. Moskwa nie może uwierzyć własnym oczom. 

   Czy to możliwe, żeby to była robota Afgańczyków i Polaków? Przecież mieszkańcy tych kraików spokojnie zmieściliby się w sowieckich więzieniach na Syberii. A jednak wszystko zaczęło się właśnie tam -  w Afganistanie i w Polsce. Afgańczycy zadali Rosji klęskę militarną. Ich siłę stanowiło coś, czego nie brał pod uwagę żaden teoretyk, a mianowicie ciemnota. Ci mieszkający w górach analfabeci - jako jedyni na świecie - nie wiedzieli, że Armia Radziecka jest niezwyciężona. To była przyczyna ich zbrojnego oporu. Strzelali do nowocześnie uzbrojonych rosyjskich żołnierzy z karabinów, które mogłyby być ozdobą każdego muzeum broni. Podobno spotykano partyzantów zbrojnych w autentyczne „sagalasówki”. Opis tej znakomitej myśliwskiej strzelby pióra samego Mickiewicza można znaleźć w „Panu Tadeuszu”.  

   Polacy wykombinowali całkiem inną metodę walki. Polacy strajkowali w swoich kopalniach i fabrykach, co samo w sobie nie jest niczym nadzwyczajnym. Nadzwyczajne było tylko strajkowanie w kraju socjalistycznym, rządzonym przez komunistów. Złośliwcy - dzisiaj po latach - podśmiewają się, że te kopalnie i fabryki i tak są dzisiaj likwidowane, ale wtedy wszystko wyglądało inaczej. Była także stosowana jeszcze inna metoda walki - podziemna prasa. Rewolucjoniści drukowali podziemne gazetki. Dzisiejsi złośliwcy podśmiewają się również i z tego, ponieważ podstawową treścią naszych gazetek były opisy prześladowań, wynikających z nielegalnego drukowania tychże gazetek. Z punktu widzenia Moskwy to był przecież czysty nonsens i kpiny z politycznego rozsądku.  

   A jednak obie metody - afgańska i polska - okazały się zadziwiająco skuteczne. Atomowe supermocarstwo upadło. Rosjanin, tak do niedawna dumny z potęgi „swojego” imperium, odczuwa - niemal fizyczny - ból. Ten ból jest stanem dobrze znanym dzisiejszym psychologom i opisanym w podręcznikach. Jest to, tak zwany, dysonans poznawczy. W podręcznikach psychologii można przeczytać, że gwałtowne odkrycie sprzeczności zachodzącej między przekonaniem a rzeczywistym stanem czegoś, jest przeżyciem traumatycznym. Jest ciosem mogącym poważnie zachwiać psychiczną równowagę człowieka. Wyobraźmy sobie, na przykład, studenta przekonanego, iż jest młodym geniuszem. Wszyscy znajomi podziwiają jego wiedzę i inteligencję, utwierdzając jego wiarę w to, że jest nowym Einsteinem. No i taki ktoś na semestralnym egzaminie ścina się kompromitująco. To jest po prostu straszne! Ofiary dysonansu poznawczego odczuwają wyraźną krzywdę, jakby spotkała ich jakaś niezawiniona kara.   

   Historia dwudziestego wieku zna kilka przypadków wpływu takiego poczucia krzywdy na losy świata. Najgorsze doświadczenie mieliśmy z Niemcami. Dla nich wielkim ciosem była klęska w Pierwszej Wojnie Światowej. Mieli wygrać a przegrali. Bohatersko walczyli, odnosili wielkie sukcesy, aż tu nagle jacyś zdrajcy ogłosili kapitulację. To był cios w dumę narodową. Niemcy w czasach cesarza Wilhelma byli pewni potęgi swojego nowoczesnego państwa i jego upadek był dla nich bardzo bolesnym przeżyciem. Co powstało w wyniku tego bólu i poniżenia, wszyscy wiedzą i pamiętają.  

   Niemcy zresztą nie są jedynym narodem „niesprawiedliwie” potraktowanym przez historię. Dzisiejsi obywatele Anglii i Francji po utracie imperiów kolonialnych także stali się jacyś tacy trochę dziwni. Na szczęście wpadli na pomysł, aby zająć się budową czegoś nowego - Unii Europejskiej. Europejczycy wpadli na ten pomysł, można by rzec, w ostatniej chwili, ponieważ już pojawiły się objawy depresji i dekadencji na skalę ogólnokontynentalną.   

  Polacy nie cierpią wprawdzie po utracie imperium, ale mają fioła na innym tle. Mają wyraźny syndrom potłuczonej ofiary. Ten syndrom wyraża się niską samooceną maskowaną demonstracją buty oraz lękiem przed światem maskowanym przez bezsensowną agresję. Wady te są uciążliwe przede wszystkim dla samych Polaków, ponieważ opóźniają rozwój. Na szczęście dotyczy to tylko pewnej części rodaków i ta część w naszych czasach wyraźnie maleje. W każdym razie, dla poratowania zdrowia psychicznego, Polakom przyda się uczestnictwo w wielkim przedsięwzięciu, jakim jest budowa nowego supermocarstwa. Muszę tu od razu zastrzec, że dla mnie robota nie skończyła się w dniu przystąpienia Polski do dzisiejszej Unii. Mam odłożoną butelkę szampana na dzień przystąpienia Ukrainy i Białorusi. To będzie zakończenie realizacji wielkiego planu politycznego ( o przepraszam, zapomniałem jeszcze o Turcji ).  

   Trzeba przyznać, że to jest akcja zaprojektowana z wielkim rozmachem. W jej konsekwencji najprawdopodobniej będziemy świadkami powstania dwubiegunowego układu geopolitycznego: Chiny – Sojusz Atlantycki. Ten Sojusz Atlantycki to jest oczywiście Unia Europejska plus USA, który to sojusz już dzisiaj stanowi zupełnie oszałamiającą potęgę we wszystkich dziedzinach życia. Chiny są dla świata groźne przez swoją całkowitą obcość kulturową oraz potencjalne możliwości, mimo że dzisiaj jeszcze daleko im do poziomu Europy i Ameryki.     Otóż Chiny, jako przyszły przeciwnik atlantyckiej cywilizacji, muszą być ( na wszelki wypadek ) otoczone kordonem państw buforowych. Te państwa to, rzecz jasna, Japonia, Indie i Rosja. W interesie nas- Atlantydów jest podtrzymywanie sprawności państw buforowych, więc z naszej strony Rosji nic nie grozi. My tylko nie życzymy sobie, aby Rosja udawała supermocarstwo i robiła nam jakieś głupie kawały.  

   Niestety, ten dalekosiężny projekt ustabilizowania strategii geopolitycznej nie spotkał się w Moskwie ze zrozumieniem. Moskwa ma zupełnie inny pomysł. Moskwa zamierza powrócić do dawnej „świetności”, kiedy mogła narzucać swoją wolę sporej części świata. Moskwa zabrała się do wcielania w czyn dalekosiężnego planu quasimilitarnego. Ostrzegam, że Moskwa w zakresie strategicznych planów wojennych jest niezrównana. To są prawdziwi zawodowcy z ogromnym doświadczeniem.   

  Drodzy Czytelnicy, patrzcie i uczcie się! Co należy robić w pozornie beznadziejnej sytuacji? Po pierwsze: natychmiast przestać robić głupstwa. Żadnego tam straszenia przeciwników krzykiem i wściekania się. Następnie: uruchomić wszystkie dostępne środki w postaci dyplomacji, pieniędzy, siły oraz agentury zagranicznej. Po tym wstępie należy przystąpić do realizacji standardowej procedury wojennej przewidzianej na wypadek odwrotu.   

  Punkt pierwszy – ograniczyć straty. Udało się powstrzymać odpadanie kolejnych prowincji od „macierzy”. Obroniono Armenię, Białoruś i Czeczenię. Zahamowano postępy demokracji i wolności słowa, a następnie odwrócono bieg wydarzeń w tych dziedzinach.   

  Punkt drugi – umocnić się na nowych pozycjach. Ustanowiono praktycznie dyktatorskie rządy, które na dokładkę są popierane przez Cerkiew Prawosławną. Opanowano gospodarkę. Przestała walić się w gruzy, a nawet zaczęła się rozwijać. Nawiązano poprawne stosunki z Ameryką i Unią Europejską, poprzednio głównymi wrogami ZSRR.  

   Punkt trzeci – opracować plan kontrofensywy. Udało się zorganizować wcale pokaźną agenturę, której zadaniem jest osłabianie spoistości społecznej Ameryki i Europy. Ruchy „antyglobalistyczne” sieją zamęt i zwątpienie w słuszność liberalnej demokracji i gospodarki wolnorynkowej. Ruchy „antyunijne” przeszkadzają w integracji oraz opóźniają budowę struktur nowego supermocarstwa. Ideowi socjaliści i nacjonaliści zaangażowani w tę działalność pewnie na ogół nie zdają sobie sprawy, że wykonują agenturalną robotę na rzecz Rosji, ale są bardzo pożyteczni.  

   Co innego dyplomacja. Rosyjska dyplomacja pracowicie dzieli Europę na części tak, jak to ustalono w Jałcie. Nie jest przypadkiem, że Rosja ma świetne stosunki z Europą zachodnią i paskudne ze wschodnią. Chodzi o to, żeby cały świat wyraźnie odróżniał rozsądny i kulturalny Zachód od awanturniczego i głupkowatego Wschodu. To świadczy o przygotowaniu gruntu do realizacji planu odbudowy Związku Radzieckiego pod nową nazwą (nomen omen) ZBIR.  

   Punkt czwarty – czekać na okazję. Tą okazją może być jakiś konflikt gdzieś daleko, który odwróci uwagę Europy i Ameryki. Może to być jakiś paraliż decyzyjny, na przykład brak konstytucji europejskiej. Może to być także wyborczy sukces amerykańskich izolacjonistów albo europejskich nacjonalistów albo coś innego, co sparaliżuje Atlantydów.   

  No i tu nastąpiła mała wpadka. Kremlowskie kierownictwo oceniło konflikt gruziński jako odpowiednią okazję. Co oni właściwie kombinowali? Że świat się przestraszy i uzna ich za groźne imperium?  

   Trochę to przypomina wojnę sowiecko-fińską z zimy 1939 roku. Tylko argumentacja była wtedy całkiem inna. Sowiecka propaganda trąbiła na cały świat, że potężna i agresywna imperialistyczna Finlandia napadła na malutki, bezbronny, miłujący pokój Związunio Radziecki. Ta propaganda była na tyle skuteczna, że Adolf Hitler w tę bezbronność niestety uwierzył. 

    Obecna kremlowska linia propagandowa jest zgoła odwrotna. Rosyjska władza stara się przekonać cały świat, że nikt nie jest bezpieczny, bo jak ktoś się Moskwie nie spodoba, to go tak zamaluje, że tylko mokra plama zostanie. Czy to przyniesie pożądany skutek? Przecież widać, że to mistyfikacja. Chociaż, z drugiej strony patrząc, może byłoby lepiej, gdyby Europa choć trochę w tę agresywną potęgę uwierzyła. Psychologowie odkryli, że strach jest po prostu szczególną postacią wrogości i może działać mobilizująco. Budowa Unii postępowałaby nieco energiczniej niż dotychczas.  

   Myślę, drogi Czytelniku, że już wystarczy tego straszenia. Na koniec chcę napisać coś pocieszającego. My-Polacy pod jednym względem mamy przewagę nad tymi wszystkimi zwariowanymi imperialistami, którzy cierpią z powodu dysonansu poznawczego. Oni są chorzy i cierpią, ponieważ dotychczas ciągle wygrywali. My jesteśmy od nich o wiele zdrowsi. My nie mamy takich problemów. Myśmy przecież ciągle przegrywali.   

                                                             Michał Malicki         

poglądy liberalno - konserwatywne, euroentuzjasta

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka